Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niema wątpliwości, że pan de Norpois natychmiast pochwycił i podkreślił w nim to, co mnie się wydawało piękne jedynie mocą zwodnego mirażu, skoro ambasador nie dał mu się omamić. Dowiódł mi przeciwnie, jak skromne zajmuję miejsce, kiedy mnie sądzi z zewnątrz, objektywnie, najlepiej usposobiony i najinteligentniejszy znawca. Czułem się przybity, stropiony; i duch mój, niby płyn mający jedynie wymiary użyczonego mu naczynia, jak niegdyś rozszerzył się do olbrzymiej pojemności geniuszu, tak obecnie, skurczony, mieścił się cały w ciasnej mierności w jakiej go pan de Norpois nagle zamknął i ograniczył.
— Nasze poznanie się z Bergottem, dodał obracając się do ojca, było cokolwiek drażliwe, aby nie powiedzieć drastyczne. Kilka lat temu, Bergotte wybrał się do Wiednia, gdy ja tam byłem ambasadorem; przedstawiła mi go księżna Metternich, złożył mi bilet i pragnął uzyskać zaproszenie. Otóż, będąc zagranicą przedstawicielem Francji, której ostatecznie pan Bergotte w pewnej mierze (powiedzmy, dla ścisłości, w bardzo nikłej mierze) przynosi zaszczyt, byłbym przeszedł do porządku nad smutną opinją, jaką mam o jego życiu prywatnem. Ale nie podróżował sam, i co więcej, miał pretensje być zaproszonym nie bez swojej towarzyszki. Nie sądzę, abym był zbytnim świętoszkiem; będąc zaś kawalerem, mogłem zapewne otworzyć drzwi ambasady nieco szerzej niż gdybym był żonatym i ojcem rodziny.

73