Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyrazom np. takim: „Nie bójcie się, nic nie potłucze.”
Na razie, Odeta cierpiała, myśląc, co jakaś przyjaciółka, zostawszy żoną człowieka który żył z nią krócej niż ona ze Swannem i który nie miał z nią dziecka, obecnie (o tyle o ile) poważana, zapraszana na bale do Prezydenta Republiki, musi myśleć o postępowaniu Swanna. Diagnosta głębszy od pana de Norpois poznałby z pewnością, że właśnie to poczucie upokorzenia i wstydu skwasiło Odetę; że ten piekielny charakter nie był jej wrodzony, że nie był złem bez ratunku. Ten djagnosta przepowiedziałby z łatwością to co się stało; mianowicie, że nowy ustrój, ustrój matrymonialny, z magiczną niemal szybkością położy koniec owym zjawiskom przykrym, codziennym, ale zgoła nie organicznym.
Prawie wszyscy dziwili się temu małżeństwu, i to jest właśnie zadziwiające. Bezwątpienia, mało kto rozumie nawskroś subjektywny charakter zjawiska, jakiem jest miłość, stwarzająca jakgdyby nową osobę, różną od tej która w świecie nosi to samo nazwisko. Większość składników tej nowej osoby czerpiemy z siebie samych. Toteż mało komu mogą się wydać naturalne olbrzymie proporcje, jakie przybiera wkońcu dla nas istota, nie będąca tą samą którą widzą oni. Mimo to, co się tyczy Odety, można było sobie zdać sprawę z tego, że o ile — rzecz prosta — nigdy nie pojęła całkowicie inteligencji Swanna,

62