Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie; niebrzydki jest, ale ostatecznie nie może wytrzymać porównania z iście jubilerską robotą takiej katedry w Reims, w Chartres i — na mój smak — perły wśród wszystkich, Sainte-Chapelle w Paryżu.
— Ale kościół w Balbec jest po części romański?
— W istocie, jest w stylu romańskim, który już sam przez się jest raczej zimny i niczem nie zapowiada wykwintu i fantazji architektów gotyckich, umiejących wystrzygać kamień jak koronkę. Kościół w Balbec wart jest zwiedzenia, o ile ktoś bawi w tamtych stronach; jest dosyć ciekawy; jeżeli któregoś dżdżystego dnia nie będzie pan miał nic do roboty, może pan tam zajść, zobaczy pan grobowiec Tourville’a.
— Czy pan był wczoraj na bankiecie Spraw Zagranicznych, ja nie mogłem iść, spytał ojciec.
— Nie, odparł pan de Norpois z uśmieszkiem; wyznaję, że poniechałem go dla wieczoru o dość odmiennym charakterze. Byłem na obiedzie u kobiety, o której pan może słyszał: u pięknej pani Swann.
Matka powstrzymała wzdrygnięcie się, wrażliwość jej bowiem, bardziej chyża, niepokoiła się za ojca o wszystko, co jego miało dosięgnąć aż w chwilę potem. Przykrości, które go spotykały, odczuwała wprzód, niby owe złe nowiny z Francji wcześniej znane zagranicą niż u nas. Ale, ciekawa jakiego rodzaju osoby Swannowie mogą przyjmować, spytała pana de Norpois, kogo tam spotkał.
— Mój Boże.. to jest dom, gdzie bywają zwłaszcza

57