Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nięciem nogi, dodał ambasador jeszcze energiczniej i ze spojrzeniem tak srogiem, że na chwilę przestaliśmy jeść. Jak powiada piękne przysłowie arabskie: „Psy szczekają, karawana idzie dalej”...
Wyrzuciwszy ten cytat, pan de Norpois zatrzymał się, aby spojrzeć na nas i ocenić wrażenie. Wrażenie było wielkie; znaliśmy to przysłowie. Zastąpiło ono tego roku u ludzi miarodajnych owo drugie: „Kto sieje wiatr, zbiera burzę”, które potrzebowało nieco wypocząć, nie mając tak niestrudzonej żywotności jak to: „Pracować dla króla Prus”. Bo kultura owych znamienitych ludzi była gospodarką płodozmienną, przeważnie trójpolową. Zapewne, cytaty tego rodzaju, któremi pan de Norpois umiał jak nikt okraszać swoje enuncjacje w Revue des Deux Mondes, nie były nieodzowną rękojmią solidności i dobrej informacji tych artykułów. Nawet bez tej okrasy wystarczało, aby p. de Norpois napisał we właściwym momencie (czego nie zaniedbał nigdy): „Gabinet Saint-James nie ostatni zrozumiał niebezpieczeństwo”, albo: „Poruszenie było wielkie na Pont-aux-Chartres, gdzie niespokojnem okiem śledzono samolubną ale zręczną politykę dwugłowej monarchji”, albo „Krzyk na alarm rozległ się z Montecitorio”, lub wreszcie: „Owa wiekuista podwójna gra, najzupełniej w stylu Ballplatz”. Po tych wyrażeniach profan poznawał naytchmiast zawodowego dyplomatę i oddawał mu pokłon. Ale opinję człowieka będącego czemś więcej niż dyplomatą, człowieka o wyższej

52