Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych nazwisk, nie zmieniając tonu: „pan Anatol France”.
Lekarz, który mnie miał w swojej opiece — ten sam, który mi zabronił wszelkich podróży — odradzał rodzicom dla mnie teatr; wróciłbym (powiadał) z teatru chory, może na długo, i w sumie przyniosłoby mi to więcej cierpień niż przyjemności. Ta obawa mogłaby mnie powstrzymać, gdyby to, czegom oczekiwał po takiem widowisku było tylko przyjemnością, którą suma późniejszego cierpienia może sprowadzić do zera. Ale to, czegom żądał od tego widowiska — tak samo jak od wymarzonej podróży do Balbec lub do Wenecji — było zupełnie czemś innem niż przyjemnością; spodziewałem się po tem prawd, należących do świata realniejszego niż ów w którym żyłem; prawd, których, skoro je raz posiędę, nie mogłyby mi wydrzeć błahe — choćby nawet bolesne dla mego ciała — wypadki mojej czczej egzystencji. Conajwyżej, przyjemność jakiej kosztowałbym w teatrze, wydawała mi się potrzebną może formą doznania tych prawd; to wystarczało, abym pragnął, by przepowiedziane cierpienia zaczęły się aż po spektaklu, nie psując i nie fałszując tej przyjemności. Błagałem rodziców, którzy, od czasu wizyty lekarza, nie chcieli mi pozwolić iść na Fedrę. Powtarzałem sobie bez końca tyradę: „Mówią, że nas opuszczasz w najbliższej godzinie”, próbując wszelkich intonacyj, jakie możnaby w nią włożyć, iżbym mógł lepiej zmierzyć niespodziankę

22