Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nietylko ja mam dla niej, ale jaka ona sama ma dla innych. Gdybym tego poniechał, groziłoby mi, że prostą uprzejmość Gilberty mógłbym wziąć za namiętne wyznanie, a śmieszny i upadlający krok z mojej strony za naturalny i wdzięczny gest wobec pięknej kobiety. Ale bałem się również popaść w przeciwną ostateczność, która w spóźnieniu się Gilberty na schadzkę kazałaby mi dojrzeć niechęć lub nieubłaganą wrogość. Między temi dwiema perspektywami jednako sztucznemi, starałem się znaleźć tę, któraby mi dała najtrafniejszy obraz; obliczenia, jakie mi było trzeba podjąć w tym celu, rozpraszały nieco moją mękę; i czy to przez posłuszeństwo wobec wymowy cyfr, czy żem im kazał mówić to czegom pragnął, postanowiłem nazajutrz iść do Swannów, szczęśliwy, ale tak jak ludzie co długo nadręczywszy się podróżą na którą nie mają ochoty, jadą nie dalej niż na dworzec i wracają do domu rozpakować walizy. A że, podczas gdy się wahamy, sama myśl możliwego rozwiązania (chyba że się ubezwładni tę myśl, postanawiając że się nie poweźmie decyzji) rozwija, niby żywe ziarno, wszystkie zarysy i szczegóły wzruszeń, jakieby się zrodziły z dokonanego uczynku, powiedziałem sobie, iż byłbym bardzo niemądry, postanowieniem nie widzenia już Gilberty zadając sobie tyle bólu, co gdybym miał ziścić ten zamiar; i że skoro — przeciwnie — ma się to skończyć pójściem do niej, mogłem był sobie oszczędzić tylu

247