Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzeczy jakie posiadali i jeszcze cenniejszych przyjaźni które były w nie oprawne. Ale w owej epoce myślałem, może nie bez racji, że ta uprzejmość Swanna kieruje się pośrednio do moich rodziców. Zdaje mi się, żem słyszał niegdyś w Combray, jak ofiarował się im, widząc mój podziw dla Bergotte’a, że mnie weźmie do niego na obiad; rodzice odmówili, utrzymując, że jestem za młody i za nerwowy na to aby „bywać”. Bezwątpienia, rodzice moi przedstawiali dla niektórych osób, właśnie dla tych które mi się wydawały najcudowniejsze, coś zupełnie innego niż dla mnie. I jak w epoce gdy różowa dama wygłosiła na cześć ojca pochwały, których okazał się tak mało godny, tak i teraz byłbym pragnął, aby rodzice zrozumieli, jaki nieoszacowany dar otrzymałem i aby okazali wdzięczność szlachetnemu i uprzejmemu Swannowi, który ofiarował go mnie — czy im — równie zdając się nie rozumieć jego wartości, jak na fresku Luiniego ów uroczy król-mag, z orlim nosem, z włosami blond, tak podobny niegdyś, jak twierdzono, do Swanna.
Na nieszczęście, łaska którą mi Swann wyświadczył i którą, za powrotem, nie zdjąwszy jeszcze palta, oznajmiłem rodzicom, w nadziei że obudzi w ich sercu uczucie równie tkliwe jak we mnie i skłoni ich w stosunku do Swannów do jakiejś olbrzymiej i rozstrzygającej uprzejmości — łaska ta nie spotkała się z życzliwą oceną.
— Swann przedstawił cię panu Bergotte! Wybor-

225