Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łam jego głosu. Był pijany w sztok. To mnie nie bardzo zachęciło na przyszłość.
Staliśmy ze Swannem trochę z boku.
— Mam nadzieję, że się ten postój nie przeciągnie, rzekł do mnie; podeszwy mnie bolą. Nie wiem, poco żona podsyca rozmowę. Potem to ona będzie się skarżyła, że jest zmęczona; a ja nie mogę już znosić tych pogwarek stojący.
W istocie, pani Swann (która miała tę wiadomość od pani Bontemps) opowiadała właśnie księżniczce, że rząd, zrozumiawszy wreszcie swoje chamstwo, zamierzał posłać jej zaproszenie na trybunę podczas jutrzejszej wizyty cara Mikołaja u Inwalidów. Ale księżniczka, która, mimo pozorów, mimo stylu jej otoczenia, złożonego zwłaszcza z artystów i literatów, została w gruncie, ilekroć chodziło o jakąś decyzję, bratanicą Napoleona, rzekła:
— Owszem, tak, otrzymałam zaproszenie dziś rano i odesłałam je panu ministrowi; musiał je już dostać. Napisałam mu, że nie potrzebuję zaproszenia aby iść do Inwalidów. Jeżeli rząd chce, abym tam była, będę, ale nie na trybunie, tylko w naszej krypcie, gdzie jest grób cesarza. Na to nie potrzebuję karty wstępu. Mam klucze. Wchodzę kiedy chcę. Niech tylko rząd zawiadomi mnie, czy chce żebym przyszła, czy nie. Ale jeżeli przyjdę, to tam, albo wcale.
W tej chwili ukłonił się nam młody człowiek, który pozdrowił panią Swann nie zatrzymując się.

179