Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzi moja żona, która jest o wiele mocniejsza w etnografji odemnie.
— Karolu, nie drwij ze mnie.
— Ależ ja wcale nie drwię. Dość, że zwróciła się do jednego z czarnych: „Jak się masz, czarny”.
— To jeszcze jest nic!
— W każdym razie ten przymiotnik nie spodobał się czarnemu. „Ja czarna, powiedział ze złością do pani Blatin, ale ty maupa”.
— Mnie się to wydaje urocze. Uwielbiam tę historję. Prawda że to „piękne”? Widzi się starą Blatin: „Ja czarna, ale ty maupa!”
Okazałem żywą chęć oglądania owych syngalezów, z których jeden nazwał panią Blatin „maupą”. Nie interesowali mnie wcale. Ale pomyślałem, że, aby dotrzeć do Ogrodu Zoologicznego i wrócić, będziemy musieli przebyć ową aleję des Accacias, gdzie tak podziwiałem niegdyś panią Swann, i że może mulat, przyjaciel Coquelina, przed którym nigdy nie udało mi się popisać ukłonem składanym pani Swann, ujrzy mnie obok niej w powozie.
Przez czas który Gilberta zużyła na przygotowania i była nieobecna w salonie, państwo Swann z lubością obznajmiali mnie z rzadkiemi przymiotami córki. I wszystko com widział zdawało się świadczyć, że mówią prawdę; zauważyłem że, jak jej matka mi opowiadała, była ona nietylko dla przyjaciółek, ale dla służby, dla ubogich, wyrafinowanie delikatna, uprzejma; jej chęć sprawienia każdemu

168