Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjęć u pani Cottard, która przyjmowała kolegów i uczniów męża w nadziei że profesor zostanie kiedyś dziekanem, on sam, zamiast słuchać, wolał grać w karty w sąsiednim pokoju. Ale chwalano szybkość i przenikliwość jego spojrzenia, pewność jego djagnozy.
Po trzecie, co się tyczy wzięcia profesora Cottard, oglądanego oczami człowieka takiego jak mój ojciec, zauważmy, że natura, jaką ujawniamy w drugiej połowie życia, nie zawsze jest — choć i to bywa — pierwotną naszą naturą rozwiniętą lub zmarniałą, zgrubiałą lub zwątloną; czasem jest to natura wręcz przeciwna, niby przenicowane ubranie. Z wyjątkiem państwa Verdurin, którzy się rozkochali w doktorze, niepewna mina Cottarda, jego nieśmiałość, jego nadmiar uprzejmości, ściągały nań od młodu wieczne przycinki. Któryż miłosierny przyjaciel doradził mu minę lodowatą? Powaga stanowiska ułatwiła mu przybranie tej miny. Wszędzie, z wyjątkiem salonu państwa Verdurin, gdzie bezwiednie stawał się zpowrotem sobą, Cottard robił się zimny, rozmyślnie milczący, apodyktyczny gdy trzeba było zabrać głos, przyczem nie omieszkał mówić ludziom przykrych rzeczy. Mógł wypróbować to nowe wzięcie na pacjentach, którzy, nie znając go wprzódy, nie mogli robić porównań i byliby bardzo zdziwieni, dowiadując się, że szorstkość profesora nie płynie z jego natury.
Silił się zwłaszcza na chłód, i nawet podczas wi-

9