Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wraz z córką, popychają ją do nieposłuszeństwa, a skoro raz ją zdobyli, pozbawiają rodziców nawet jej widoku. Tym rysom (pod jakimi nawet największy nędznik nigdy nie widzi samego siebie) serce moje z uniesieniem przeciwstawiało swoje uczucia dla ojca Gilberty; a uczucia te były tak gorące, że nie wątpiłem, iż gdyby pan Swann mógł się ich domyślać, pożałowałby swojego sądu o mnie, niby omyłki sądowej. Wszystko com czuł dla niego, ośmieliłem się wypisać mu w długim liście, który powierzyłem Gilbercie, prosząc by go oddała ojcu. Zgodziła się. I oto, ach, Swann widział we mnie większego jeszcze szalbierza niż myślałem; wątpił o uczuciach, które starałem się odmalować z taką prawdą na szesnastu stronicach; list mój do niego, równie gorący i szczery jak mój wylew wobec pana de Norpois, okazał się równie bezskuteczny. Odciągnąwszy mnie na bok poza klomb laurów, na ścieżkę gdzieśmy usiedli obok siebie na krzesełkach, Gilberta opowiedziała mi nazajutrz, że czytając list (który mi odniosła) ojciec wzruszał ramionami, mówiąc: „To wszystko nic nie znaczy; to tylko dowodzi jak bardzo mam słuszność”.
Ja, który znałem czystość własnych intencyj, piękno własnej duszy, czułem się oburzony, że moje słowa nawet nie musnęły niedorzecznej omyłki Swanna. Bo to była omyłka, nie wątpiłem o tem wówczas. Opisałem tak ściśle pewne niezawodne znamiona swoich szlachetnych uczuć, że skoro

98