Strona:Mali mężczyźni.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Dobrze, położę; a tymczasem siedząc sobie w gniazdku, będziemy mogły pilnować, żeby wiatr czego nie porwał.
Gdy nasze małe praczki rozłożyły na trawie stroje królowéj Babylońskiéj i przewróciły balijki dla wysuszenia ich, wgramoliły się potém do gniazdka, gdzie zaczęły szczebiotać, jak zwykły robić panie, w przerwach między domowemi zajęciami.
„Mam zamiar zrobić piernat z mojéj poduszki,“ rzekła pani Iskra, i zaczęła przesypywać cykoryę z kieszonki do chustki, skutkiem czego ubyło jéj połowę.
„A jabym nie chciała piernata. Ciocia Ludka mówi, że to niezdrowa rzecz, więc tylko na materacach pozwalam dzieciom sypiać,“ odparła stanowczo pani Smith.
„Moje są tak zdrowe, że często sypiają na gołéj podłodze, i wcale im to nie szkodzi. — Nie mogę im sprawić materacy, a przytém lubię sama robić pościel.“
„Czy Tomek nie dostarczyłby ci piérzy?“
„Może i dostarczy, ale nie zapłacę za nie, bo on oto nie dba,“ odpowiedziała pani Iskra, chcąc skorzystać ze znanéj jego uczynności.
„Zdaje mi się, że ta różowa suknia spłowieje, zanim wyjdą z niéj zielone plamy,“ zauważyła pani Smith, spoglądając z wysoka. — Chciała ona w ten sposób nakierować ku innemu przedmiotowi rozmowę: różniły się bowiem często w zdaniach, a była bardzo ostrożną osóbką.
„Mniejsza o to; sprzykrzyły mi się lalki i pewno je porzucę, a zajmę się wiejskiém gospodarstwem. Wolę to, niż prowadzenie domu,“ rzekła pani Iskra, idąc w tém za przykładem wielu starszych pań, które jednak nie mogą tak swobodnie urządzać się, ze swą dziatwą.
„Jak je porzucisz, gotowe pomrzéć bez matki!“ wykrzyknęła tkliwa pani Smith.