Strona:Mali mężczyźni.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ujrzawszy cztery błyszczące sztuki ułożone szeregiem, i karteczkę z napisem: „Dla Tomka.“
„Do pioruna!“ zawołał Tomek, i porwawszy je, wpadł do domu, krzycząc przeraźliwie: „Sprawa skończona! odzyskałem piéniądze! Gdzie Alfred?“
Wkrótce go odszukano, i tak się szczerze uradował i zadziwił, że prawie wszyscy uwierzyli jego ponowionym zapewnieniom, że nie wiedział, gdzie się podziały.
„Jakżebym mógł oddawać to, czegom nie wziął? Uwierzcież choć teraz, i wróćcie mi przyjaźń,“ odezwał się tak błagalnie, że Emil poklepawszy go po ramieniu, zapewnił, iż gotów to zaraz uczynić.
„Ja także, i serdecznie cieszę się, żeś się tego nie dopuścił; ale któż to zrobił, u licha?“ powiedział Tomek, uścisnąwszy go za rękę.
„Mniejsza o to, kiedy się piéniądze znalazły,“ rzekł Dan, wpatrując się w uradowaną twarz Alfreda.
„A to dobre! Przecieżbym nie chciał, żeby znikały i zjawiały się, jakby czarodziejską sztuką,“ rzekł Tomek, patrząc takiém okiem na swój kapitał, jak gdyby podejrzéwał, że jest zaczarowany.
„Prędzéj czy późniéj odkryjemy sprawcę, chociaż tak był chytry, że dla niepoznaki wydrukował adres, zamiast go napisać,“ rzekł Franz przyglądając się kartce.
„To Adasia robota!“ powiedział Robcio, nierozumiejąc dobrze, co to za figiel.
„Nie wmówisz we mnie, że to on zrobił,“ odezwał się Tomek, i wszyscy się roześmieli na samą tę myśl, bo „mały dyakonik“ jak go tam nazywano, był wyższy nad wszelkie podejrzenia.
Alfred zmiarkował jak odmiennie mówiono o nim, a o Adasiu, i byłby chętnie poświęcił wszystko, co