Strona:Mali mężczyźni.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przypatrywać. Andzia, wkrótce przyszedłszy do siebie, z rozkoszą zaczęła opowiadać o minionych niebezpieczeństwach; Robcio zaś na pozór zajęty tylko jedzeniem, nagle rzucił łyżeczkę i zaczął żałośnie kwilić.
„Czego płaczesz, najdroższy?“ zapytała, nieodstępująca go matka.
„Tego żem zabłądził,“ wyjąkał, daremnie chcąc wydobyć łzę z oka.
„Jużeś się znalazł, przecież. Andzia powiada żeś nie płakał na pastwisku i cieszyłam się, żeś taki odważny.“
„Tam nie miałem czasu, bom się bał; ale teraz chciałbym popłakać,“ odrzekł, walcząc ze snem, z wzruszeniem i z mlekiem, którego miał pełną buzię.
Chłopcy roześmieli się na cały głos z tego wynagradzania sobie przeszłości, a male przestał jeść, spojrzał z zadziwieniem, i tak mu się udzieliła ich wesołość, że się także roześmiał i z wielkiego zadowolenia zaczął brzękać łyżeczką o stół.
„Dzieci, spać! już dziesiąta godzina!“ rzekł pan Bhaer, spojrzawszy na zegarek.
„Ach, Bogu dzięki, że nie będzie pustych łóżeczek téj nocy!“ dodała pani Bhaer, goniąc wzrokiem Robcia na rękach u ojca, i Andzię prowadzoną przez Adasia i Stokrotkę, którym się wydawała bardzo zajmującą bohaterką.
„Biédna ciocia Ludka! Tak jest znużoną, że trzeba by ją także zanieść,“ rzekł Franz, obejmując ją, gdy stała przy wschodach, widocznie wycieńczona trwogą i długą wędrówką.
„Zróbmy fotel,“ odezwał się Tomek.
„Dziękuję wam, moje chłopcy; tego nie chcę, ale niech mię który wesprze ramieniem,“ odrzekła pani Ludwika.