Strona:Mali mężczyźni.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Czy wiécie, że ja byłem najpierwszym wychowankiem pani Bhaer?“ odezwał się Artur, żeby uprzedzić podziękowanie.
„Myślałem, że Franz był najpierwszym,“ odpowiedział Dan, zaciekawiony, co on przez to rozumié.
„Wcale nie; pani Ludwika mnie pierwszego wzięła pod opiekę, i taki byłem ladaco, że pomimo długoletniéj pracy, nie zdołała poradzić sobie ze mną.“
„Jaka już musi być stara!“ zawołał Dan prostodusznie.
„Wcześnie ten trud zaczął się dla biédaczki, bo w piętnastym roku życia! Dziwię się, że jeszcze nie znać na niéj zmarszczek, siwizny i zupełnéj zgrzybiałości,“ rzekł pan Laurence ze śmiéchem.
„Dajże pokój, Teodorku; nie pozwolę, żebyś się tak obmawiał. Gdyby nie ty, nie miałabym Plumfieldu, bom tylko w tém czerpała otuchę, że mi się z tobą powiodło. Dla tegoto, chłopcy, przez wdzięczność, nazwą tę nową istytucyę: Muzeum Laurence’a!“ powiedziała pani Bhaer, z młodzieńczém ożywieniem.
„Dobrze! dobrze!“ zawołali, podrzucając w górę kapelusze.
„Czy nie mógłbym dostać jakiego ciasteczka, bom głodny jak wilk,“ rzekł pan Artur, gdy ustały okrzyki, za które oddał głęboki ukłon.
„Adasiu, pobiegnij do Azyi po pudełko pierników; chociaż to naruszy zwykły porządek, wszyscy uraczymy się, z powodu tak radosnéj okoliczności,“ przemówiła pani Ludwika, i hojną ręką rozdawała potém przysmaki.
Nagle, pan Laurence przestając jeść, wykrzyknął: „Ależ ja zapomniałem o paczce od babuni!“ i pobiegłszy do powozu, wrócił z zawiniątkiem, w którém znajdowały się zwierzęta, ptaki i rozliczne przedmioty z kruchego ciasta.