Strona:Mali mężczyźni.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dach, a dziecko mogło widziéć co się w domu dzieje. Gdy już pościel była gotową, pan Bhaer wziął Dana na ręce, zaniósł go, rozebrał, położył na czyściuchném posłaniu, i raz jeszcze uścisnąwszy mu rękę, rzekł prawdziwie ojcowskim tonem „dobranoc ci, mój synu.“ Dan usnął zaraz i spał mocno przez kilka godzin; poczém noga zaczęła drgać i boléć, rozbudził się więc, ale chociaż nie mógł już nią poruszać, starał się nie jęczéć głośno, żeby kto nie usłyszał, gdyż był dzielnym chłopcem i tak mężnie znosił ból, że pan Bhaer słusznie go nazwał „małym Spartańczykiem.“
Pani Ludwika miała zwyczaj obchodzić cały dom w nocy, żeby okna zamknąć, łóżeczko Teodorka zasłonić firanką od moskitów, albo zajrzéć do Tomka chodzącego niekiedy przez sen. Budził ją najmniejszy szelest i często roiła sobie że słyszy złodziei, kotów, lub nawoływanie do pożaru. Ponieważ drzwi stały otworem, doszły jéj ucha ciche jęki Dana i w mgnieniu oka, była na nogach. Właśnie rozpaczliwie zbijał sobie rozgrzaną poduszkę, kiedy światło zabłysło w sieni i pani Ludwika wsunęła się jakby jakie komiczne widmo z włosami zwiniętymi w duży węzeł na wierzchu głowy i w długim szarym szlafroku, od którego ogon wlókł się za nią.
„Bardzo cierpisz, Danie?“
„O bardzo; alem niechciał panią rozbudzić.“
„Ja się zawsze kołaczę po nocy, jak sowa. — Noga strasznie rozpalona — trzeba zwilżyć bandaże,“ powiedziała ta sowa o macierzyńskiém sercu, poczém pobiegła po zimny okład i szklankę wody z lodem.
„Ach, jakże mi przyjemnie!“ rzekł z westchnieniem Dan, skoro uczuł zwilżone bandaże i odświéżył gardło zimną wodą.
„Staraj się teraz usnąć i nie zlęknij się, jak mię