Strona:Mali mężczyźni.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pomiędzy sobą, i w takim razie mówią ludzkim językiem, przezywają się, płaczą, a niekiedy zdziérają z siebie rogi i skórę, wołając gniewnie, że się nie będą bawić. Szczupła garstka wybranych, którzy ich oglądali, mniema, że to być musi mięszanina małpy i sfinksa.
Dzieci bardzo lubiły tę zabawę, i młodsze skracały sobie dżdżyste popołudnia trzepocząc się i czołgając, w swoim pokoju. Wyglądały wówczas, jak mali waryaci, a ruchliwe były, jak węgorze. Prawda, że odzież pokutowała na tém, zwłaszcza spodnie na kolanach i łokcie u kurtek; ale pani Bhaer, naprawiając i cerując, mówiła tylko: „I my robimy rzeczy również nierozsądne, a szkodliwsze. Gdyby mię to tak bawiło, jak tę drogą dziatwę, sama gotowabym zostać bropsem.“
Alfred lubił najlepiéj uprawiać ogródek i siedząc na wierzbie, grać na skrzypcach. To wielkie gniazdo stanowiło dlań świat czarów, w którym przesiadywał, jakby swobodny ptaszek. Chłopcy nazywali go „Świergotkiem“, bo ciągle nucił, gwizdał, lub grał na skrzypcach, — i często przerywali zajęcie lub zabawę, żeby słuchać jego słodkich tonów, które się zdawały wtórować okiestrze powietrznéj. Ptaki, uważając go za jednego z pomiędzy siebie, siedziały śmiało na płocie albo na gałęzi, i wpatrywały się weń bystremi oczkami. Gile śpiewające na jabłoni, snać upatrywały w nim przyjaciela, gdyż najstarszy samiec łowił owady obok niego, a samica tak spokojnie wysiadywała błękitne jajeczka, jak gdyby stanowił tylko nową odmianę kosa i śpiewem rozweselał jéj cierpliwą pokutę. Ciemny strumyk szemrał i połyskał u nóg jego; pszczoły nawiedzały łąki zasiane koniczyną; przyjazne twarze przechodni zwracały się ku niemu