Strona:Mali mężczyźni.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Jak nadejdą moje rakiety i wolant, to się wam wszystkim pozwolę nimi bawić.“
Obudziwszy się rano, zaraz zapytała „czy nadszedł mój kuferek?“ a gdy opowiedziano, że go odbierze w ciągu dnia, tak się niecierpliwiła i dąsała, że się to aż skrupiło na lalce, ku wielkiemu oburzeniu Stokrotki. Jednakże jako tako wytrzymawszy do piątéj, wówczas dopiéro znikła, lecz nikt tego nie zauważył aż do wieczerzy, myślano bowiem że się wybrała na przechadzkę z Tomkiem i z Adasiem.
„Widziałam jak sama jedna biegła co sił, aleą,“ rzekła Marya — Anna, wnosząc placek z mąki kukuryzanéj, — gdy się wszyscy zaczęli pytać „gdzie Andzia?“
„Musiała ta cyganeczka pobiedz do domu!“ zawołała matka Bhaer, z niepokojem.
„Może poszła na stacyę, zapytać o swoje rzeczy?“ odezwał się Franz.
„To niepodobna; nie zna drogi, a gdyby nawet trafiła, nie mogłaby dźwigać kuferka całą milę,“ rzekła znów pani Bhaer, miarkując że ten jéj „nowy pomysł“ będzie twardym orzechem do zgryzienia.
„To byłoby na nią podobne,“ powiedział profesor, i wziąwszy kapelusz, zamierzał szukać dziecka, kiedy Jakubek stojący przy oknie, wydał okrzyki, i wszyscy zmierzyli ku drzwiom.
Była to Andzia w swojéj osóbce, i wlokła za sobą spory kuferek ręczny, w płóciennym pokrowcu. Była zgrzana, zakurzona i zmęczona, ale stawiała pewne kroki. Sapiąc weszła na wschody; rzuciła tam swój ciężar, odetchnęła głęboko, usiadła na kuferku, i zakładając zbolałe rączęta, rzekła:
„Nie mogłam czekać dłużéj, więcem poszła i zabrała rzeczy.“