Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nąwszy z posad, domagał się ujścia. W czułą strunę dotknięty atleta chciał hulać, szaleć, zabijać. Ach, zabijać!...
A Gronosky?
Niby grom, śmiertelne przerażenie ubezwładniło porucznika Grentzschutzu. Zamąciło się w jego głowie wszystko, zachybotało dookoła. Trupioblady obwisł, jakby złamana gałąź, na stół w tem miejscu, gdzie przed chwilą siedział Wiktor. Pił on tego wieczora wiele i to zemściło się na nim teraz.
Ten moment zamroczenia umysłu wykorzystał bezwiednie Lis. Przyskoczył do jeńca i, nie sięgając na szynkfas po ostry nóż od wędlin, rozerwał rękoma, co łamały klucze, krępujące go rzemienie.
Gronosky chciał wyciągnąć rękę po rewolwer, leżący za jego plecami, lecz było już zapóźno, gdyż wyzwolony Polak, jednym odruchem zrzuciwszy z siebie skórzany kubrak, jakby z procy skoczył na niego.
Runęli w kleszcze swych objęć, zwarli się mocą żelaza. A Lis, o krok od nich, znów zamieniając się w słup spokoju, patrzał na nich jakby na zajmującą walkę kogutów. Byłby w momencie uporał się i skończył z lajtnantem, nie przystąpił wszakże do rozprawy z nim, gdyż coś mu mówiło, że ten „hersing“ jest wyłączną własnością Wiktora. I tak młody porucznik — niby pacholę przed ojcem, wojakiem, — miał pokazać, co umie, miał popisać się przed wytrawnym sędzią i zapaśnikiem.
Ale synek nie łatwe miał zadanie. Bowiem lajtnant, wyższy i cięższy, zdawał się przygniatać go swą postacią, górować nad nim potęgą muskulatury. Powtóre Wiktor nie miał żadnej metody ni rutyny: w szermierce i strzelaniu dobrze wyszkolony, nie próbował nigdy sił w zapasach. A o rewolwerze przeciwnika zgoła zapomniał. Spoliczkowany urąganiem triumfującego Prusaka rzucił się na niego huraganowym odruchem. Miały nim kie-