Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ślał, że ojciec jego nie mylił się, sądząc, iż lubi on robić to, czego nikt nie oczekuje. Ale, jakżeż mogło być inaczej, jeżeli djabelnej doznawał przyjemności na samą myśl, że zgotuje bezczelnemu oficerowi szwabskiemu niespodziankę, już nietylko pierońską, ale szatańską. Pokaże mu, że wygrał z nim grę, nie mając w ręku atutu, i przekona go, że dla chwackiego wojaka polskiego niema niebezpieczeństwa. Za obelgę świętej ziemi polskiej wyrodny ten Ślązak będzie gryzł trawę jak ostatni halunka.[1]
„Zarozumiała sztuka“, orzekła o nim Emma.
Zaledwie myśl dotknęła skrzydłem tej uwodnej kobiety, wizja jej spłynęła nań jak kaskada kwiatowa. Ozwały się we krwi echa, omotała go miłość. Popadając w senne marzenie, idealizował ją, stroił w wonne kwiaty złudzeń i niósł na słonecznych smugach pragnień w przyszłość, przez życie jako swoją jedyną kobietę, skojarzoną z nim duchowo, spolszczoną, kochającą i kochaną.
Stapiało się to wszystko w popielaty obłok snu.
Lis nie przychodził po niego!
Porucznik żachnął się, lecz zmęczony, senny i błogo ukołysany rad był, że nikt nie spędza go ze słomy, nie wyrywa z topieli niepamięci. Usnął.





  1. Przypis własny Wikiźródeł Najprawdopodobniej błąd w druku, a prawidłowym słowem winno być hulaka.