Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którego strony, mając za sobą policję a nawet żołnierzy Pszczyńskiego Grenzschutzu, nie potrzebował obawiać się niczego.
Nastręczyła się dla Niemca świetna okazja do ukarania dumnego Polaka, który cisnął mu w twarz pęk impertynencji, ukarania grasującego na ziemi śląskiej oficera polskiego obelgą, pięścią i długiem więzieniem. Zaskarbiłby sobie tem Gronosky uznanie przełożonych, dostarczył czołowym czynnikom materjału do sfabrykowania zarzutów przeciwko wojsku gen. Hallera oraz zdobył markę brawurowego wojaka. A przy tem pozbyłby się przeciwnika, któremu śniło się zapewne o pojedynkowej z nim rozprawie. To szczególną musiało być ostrogą do rozegrania z porucznikiem Kuną partji, w której miał wszystkie atuty w ręku.
Ale czy ów Polak nie drapnął przez bory i lasy, nie przepadł w kniei?
Prysnęły przed gospodą trzy motocykle w krótkich odstępach czasu, potem śmignął w szalonym rozpędzie samochód, długi i szybki, gdy czterech ludzi, w czerń szopy zaszytych, rozmawiało poufnie przy mdłem świetle latarni podwórzowej.
Jeden z nich wszedł wkrótce do dość rojnej traktjerni i usiadł przy stoliku, przy którym, rzucając ze skórzanego kubka kości, pili piwo i wódkę dwaj sklepikarze podmiejscy i policjant z Tychów. Wkupiwszy się w kółko znajomych kolejką, przybysz szepnął na ucho policjanta po niemiecku:
— Muszę panu coś powiedzieć...
Niebawem zbliżyli się obadwaj do szynkfasu a potem wyszli przed dom, gdzie stojąc przy trakcie, wszczęli długą rozmowę, przyczem znajomy Lisa wskazywał policjantowi w oddal, na pola.
Nazywał się on Anton Nawoj i mógł był uchodzić za tajemniczą figurę. Opowiadano, że był swego czasu sztygarem, że piastował godność pisarka przy magistracie jakiegoś miasteczka śląskie-