Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tu nie możesz wszczynać żadnych awantur ze względu na mnie... Gdyby wyszło na jaw, że przyjmowałam w zamku Polaka... Uciekaj! Do widzenia!
Podała mu usta szybko, w roztargnieniu, a gdy przycisnął ją do siebie czule, wyzwoliła się z jego objęć, nawołując go do ucieczki.
Jakby ociągając się, Wiktor wsiadł na motocykl, rzucił swej lubej krótkie: do widzenia! i ruszył, czując, że w to pożegnanie ich wkradł się dreszcz lodowaty.
Panna Schlichtling puściła się niemal biegiem w cichą, krótką uliczkę w kierunku siedziby pastora. Targała nią ciekawość, więc przechodząc bokiem rynku, zatrzymała się i cisnęła spojrzenie w stronę oberży.
U wyjścia z niej czerniła się grupa mężczyzn a w niej kilka umundurowanych figur. Odbywały się tam jakieś konszachty, motor zadudnił na chwilę i umilkł. Parma Emma wywnioskowała, że przygotowywano pościg.
W istocie nie upłynęło dziesięciu minut a motory poczęły warczeć i ruszył motocykl jeden, potem drugi i trzeci w ślad za polskim porucznikiem.
Był on już daleko. Pędził, jakby chcąc dogonić zmarnowane minuty, aż wreszcie zatrzymał się przed przydrożną gospodą Lisa, której oświetlone okna, ciekawie wyzierające w ciemnicę, zapraszały gościnnie podróżnych do wnętrza.
Snać z planem gotowym w głowie Wiktor odprowadził motocykl po za gospodę i umieścił go w szopie, przez różne wehikuły zajętej. Następnie kazał dziewczynie kuchennej wywołać pana Lisa z izby karczemnej, pociągnął go na podwórze ciemne i martwe i jął mu szeptać na ucho.
Jeśli Wiktor poznał Gronosky’ego, trzeba było przypuszczać, że i Gronosky go poznał a, poznawszy, zapłonął żądzą pochwycenia ptaszka, z