Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

akcję plebiscytową. Pod względem psychologicznym tak upośledzeni Niemcy nie liczyli się ani z reakcją, jaką musieli wywołać swemi barbarzyńskiemi praktykami, ani z uporem śląskim.
Tego buksowania i udawania Germana Wiktor miał dosyć. Nawiedziły go romansowe myśli i nazajutrz zatelefonował do Gross-Waldau, mówiąc, że ma od swej siostry Matyldy polecenie do panny Emmy Schlichting. Pragnął zobaczyć się ze swą Dulcyneą z przed trzech lat, unikając jednocześnie wizyty w domu jej ojca, by nie poczytano go tam za ubiegającego się o rękę panny Emmy. Uradował się przeto, gdy posłyszał, że niema jej u ojca.
Bawiła na zamku w Pszczynie u księżnej von Pless i tam dnia tego przywołano ją do telefonu z polecenia pana Kuny.
— Halo, kto przy telefonie? Pan sędzia Walter Kuhna? — spytała młoda Niemka.
— Nie Walter lecz Wiktor.
— Co? To ty,? Wiktor? — zadźwięczało radośnie. — To ładnie, że sobie o mnie przypomniałeś.
— Nigdy nie zapomniałem — skłamał bez zachłyśnienia kawaler, na którego już dźwięk jej głosu podziałał podniecająco.
— To tem ładniej! — zaśmiała się z cicha panna Emma. — Ale nie pragniesz mnie zobaczyć.
— Sądzisz, że nie...?
— Skąd telefonujesz? Jesteś ubrany?
— Nie; jestem w skórze motocyklisty. Mówię z Katowic.
Po chwili namysłu panna ozwała się:
— Dobrze się składa, że księżny pani niema w zamku. Wyjechała do Wiednia na kilka dni. Przyjedź tutaj do zamku około piątej na herbatę. Ja twoją wizytę i strój twój wytłumaczę.
Wiktor gotów był stawić się na każdą oznaczoną godzinę wszędzie, chociażby na przypieklu.