Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/574

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie zapomnimy o nich! — zawołał Augustyn. — Nie zapomnimy o tym wysuniętym posterunku. Tak nam dopomóż Bóg!
— Za tym posterunkiem — podjął Wiktor — stać musimy wszyscy murem, z całą świadomością, że wolność dla nich trzeba nam będzie wywalczyć, okupić krwią...
Wzrok jego padł na niemowlęcego synka i jakby miał przed sobą już chłopa na schwał, dorzucił:
— Jeśli nie my, to — on...
— Imię jego Wiktor! Nomen — omen! — rzekł Augustyn.
Na to ukazał się w progu wyświąteczniony Froncek Psota w rogatej czapce, z karabinem w rękach i, prężąc się służbiście, zawołał rozpromieniony:
— Nadchodzi nasze wojsko!.. Panie poruczniku, melduję się. Idziemy na Niemce?!..

KONIEC.