Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/499

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dreszcz samczej zazdrości przeszył pana sędziego i w nim zrealizował ogrom swej nienawiści dla brata. Z marsem na czole Walter odwrócił się od obrazu, poprawił nerwowo binokle i przeszedł do okna. Wtem posłyszał szelest kroków.
Pani Jadwinia zbyt była kobietą, by nie miała wiedzieć, że wcale a wcale nie szkodzi nigdy, jeśli niewiasta jest ładna, miła i wytworna. Włożyła na siebie jasno-granatową sukienkę z trójbarwnym kołnierzem i mankietami, doskonale skrojoną tak, iż kostjum nabierał cech elegancji, którą podkreślały pantofelki i starannie ułożone włosy.
Przejęta trudną swą misją i skutkiem tego trochę zdenerwowana pani Jadwinia jednocześnie pałała ciekawością ujrzenia owego szwagra, o którym słyszała wiele za wiele. W pierwszym momencie zalękniona, zarumieniona wyciągnęła do niego rękę z uśmiechem zakłopotania.
— Pan sędzia wyśmieje się z mej okropnej niemczyzny...
Tego tonu pan sędzia nie spodziewał się wcale. A że z tego uśmiechu i zakłopotania trysnął cały, przedziwny jej wdzięk kobiecy, z jakim się on nie spotykał, więc jeszcze więcej od niej skonfundowany i stropiony począł bełkotać coś uprzejmym tonem, szurając przytem nogami na modłę oficerską.
— Proszę, niech pan siada. Czy pan pił już kawę?
Jak ona go przyjmie, nie miał pojęcia, ale zaiste nie oczekiwał, aby witano go, niby miłego gościa. Zbiło go to z tropu, nastrajało zrazu na nutę ugodową.
— Ubolewam bardzo, że taki rozbrat wkradł się między pana a jego ojca... — poczęła słodko a z naciskiem pani Jadwinia, gdy Walter, łamiąc się dziękczynnie, podziękował za kawę. — Ojciec pański okazuje mi tyle serdecznej przyjaźni, nawet miłości, jak córce, więc pragnęłabym zdjąć z niego tę