Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/473

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wiktor przeszedł przez pokój w milczeniu, zawahał się, a potem, żegnając ojca, ozwał się z cicha:
— Ojciec nie będzie mógł pojechać do biura plebiscytowego...?
— Nie, nie! Nie chcę o tem nic wiedzieć. Zachowuję się całkiem neutralnie. Chory jestem, ale nie warjat.
Wyszedłszy, Wiktor kazał przywołać Froncka, aby wydać mu ważne polecenia. A karlus przyjął to z wielką pochopnością, gdyż, całkiem był odmiennego zdania od dyrektora, uważał okres plebiscytowy za epokę wymarzoną dla osobników, swobodę miłujących. Wesoło było, jak nigdy. Piło się wódki i wina przednie z Komisarjatu niemieckiego, agitowało, o pracy nie myśląc, płatało szwabom najróżniejsze figle, rekwirowało broń bojownikom, handlowało zdobyczą a nawet bawiło się w żołnierzyka wcale nie na żarty. Pyszne czasy!
Jakoż niewiele widywano go w willi: dyrektor, zawojowany magicznem słowem: „plebiscyt“ patrzał na to przez palce. A bywało, że Froncek oddawał sprawie polskiej większe usługi, aniżeli sam sobie to uświadamiał.
Siadłszy z porucznikiem w przedsionku willi, opowiadał mu, jak udało mu się w Pszczynie wpaść na trop znacznej organizacji wojskowej, ukrywającej się tam pod płaszczem dyrekcji dóbr księcia Pszczyńskiego i gotującej się do akcji zbrojnej w przeddzień plebiscytu. Wyszpiegował, gdzie zakwaterowali się ci stosstrupplerzy, gdzie odbywały się ich zbiórki i jakiej podlegali komendzie, a potem doniósł o tem władzy koalicyjnej, która przyaresztowała całą tę bojówkę wraz z ich dowódcami.
— Łostydy kupa bydzie z onymi orcholami, bo ich skóra swendzi a gwerów i wszyćkiego majom moc! — zafrasował się Froncek. Jednakże porucznik uspokajał go, chociaż nie był pewien, czy po plebiscycie Niemcy nie chwycą za broń, gdyby wy-