Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/423

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

serce jego, pełne miłości dla innej, podniosło gromki sprzeciw przeciwko tej syrenie i niewoli zmysłów. Odepchnął od siebie pokusę i pozostał wiernym sobie.
A Emma złamana, w sedno serca ugodzona, skulona w tłomok na kamieniach podłogi uwisła u krawędzi łóżka i drżała febrycznie, miotana wichrem namiętności.
Burza cichła, tonęła w milczeniu długiem, w którem konał krzyk żądzy i miłości. Zimny wiatr wpadł przez otwór i muskał czoło jej gorące.
Wiktor zbliżył się do niej bez słowa i podźwignął ją na nogi, ułożył w krześle.
Już nic nie mieli sobie do powiedzenia. Cisza kładła dłoń kojącą na tętnice, odprowadzała wzburzoną krew od serca.
Emma przetarła chusteczką czoło i suche oczy. Odetchnęła głęboko i wyrzekła szeptem, jakby do siebie:
— Tak ją kochasz, tę Polkę...?
On zmilczał, lecz milczeniem przytakiwał.
Po chwili Emma podniosła się z krzesła. Odwrócona od niego, popatrzyła na suknię, wygładziła fałdę, poprawiła kapelusz, wyprostowała się i, bez spojrzenia na niego, rzuciła półtonem chłodnie:
— Żegnaj...
Wyszła.