Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Strach odmalował się w skurczu jej maski... Spojrzała głęboko w oczy intruza i pod naciskiem jego źrenic pobladła i opuściła ramiona. Zagasła jej wojownicza odporność.
— Pójdę poszukać klucza — wybełkotała i wymknęła się na schody.
— A porucznik posłał jej w górę gromkie upomnienie:
— A niech pani szybko znajdzie ten klucz!
Gdy znikła, Froncek zajrzał przez dziurkę od klucza w głąb pokoju i przycisnął ucho do drzwi. I porucznik wytężył słuch, lecz nie złowili uchem najmniejszego szmeru; z poza drzwi wiało przerażające milczenie.
Wiktor przewidywał, że skoro wejdzie do tego pokoju, ujrzy straszny obraz: krwią zbroczonego trupa Maksa Lisa.
Niedługo czekali na wylęknioną kobietę. Zjawiła się z dwoma kluczami, lecz żaden nie otworzył drzwi, które snać zamknięte były z zewnątrz na rygiel. Pośpieszyli przeto do okien, przysłoniętych w znacznej części gęstą firanką, i Froncek, dopóty szarpał starą framugą okna, stukał w nią i walił, aż wyleciała szyba i, dzięki temu otworzywszy okno, weszli do pokoju. Zamienili się w słupy.
Na czterech żelaznych łóżkach leżały nieruchome, łoskotem niezbudzone cielska mężczyzn jakby martwych. Nie nosiły wszakże na sobie krwawych plam ani żadnych śladów walki. Czyż poprostu nie spali snem kamiennym? Wydawało się to Wiktorowi zgoła nieprawdopodobnem, lecz przemawiały za tem liczne butelki i kieliszki na stole, struga gorzałki na podłodze, stłuczone szkło i wreszcie silny odór alkoholu. Więc oni popili się jak niestworzenia Boskie.
Porucznik rzucił się do potężnej kłody, jaką przedstawiał rozwalony na sienniku Lis z gębą jak