Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jezus, Marja!... Emma!...
Przed sztachetami ogrodu czerniła się duża, wspaniała karoca samochodowa.
Gdy, chlasnąwszy ją jej własną bronią, Wiktor dał jej bezwzględnie do zrozumienia, że wszystko między niemi skończone, Emma ugięła się pod tym ciosem z syczącym gniewem, który wszakże rozpłynął się w poszanowaniu dla owego pysznego bachmata, co nie dał się już dosiąść i ujeździć. Zdjął ją tęskny żal za tym porywającym amantem, aż zanikł w rączych wodach jej życia.
Skończyło się. Trudno. Musiało się to skończyć, bo przecież ona nie byłaby wyszła i tak za... pana Kunę, i to pana Kunę bez „h“. Wszystkie rozdziały jej księgi erotycznej kończyły się jakoś.
Atoli teraz zerwała się wtórna, bez porównania gwałtowniejsza fala gniewu na Wiktora. Odprawę jego, jaką za pośrednictwem siostry zgotował jej w Mysłowicach, odczuła nagle jako niesłychaną obrazę. Bo on porzucił ją dla innej kobiety. Dla kogo? Jakiejś pięknej Polki. Piękniejszej od panny Emmy Schlichting? Jak on śmiał widzieć w tej Polce piękniejszą od niej kobietę? Jak owa mamzela śmiała wydzierać jej „narzeczonego”?!
Wolno było pannie Emmie gubić na posadzce życia jednego kawalera dla drugiego, ale wcale nie było wolno jej kawalerowi zakochać się w innej kobiecie. Gdyby on opuszczał ją dla ogromnego posagu, możnaby to ostatecznie wybaczyć, lecz — dla piękności!
Gryzł ją gniew obrażonej lwicy, paliła ciekawość ujrzenia owej jasnowłosej piękności, szarpała żądza pomsty i rozerwania ich stosunku i to na podłożu histerji, skłębiło się z fragmentami miłości, z dreszczami wspomnień i pragnieniem jego pieszczoty. Wyszła całkiem ze swego fasonu.