Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piona była kartka z nazwiskiem: Robert Schefftzick. I zadął, niczem Wojski w róg bawoli, z takim płuc swych i serca zapałem, że zdziwione ściany zadrżały i cała klatka schodowa zdała się odpowiadać wdzięcznym oddźwiękiem muzyce instrumentu, po przez jaki Froncek składał hołd swej bogdance.
Począł swój koncert od „Wojenko, wojenko, co żeś ty za pani....“, dlatego, by przypomnieć Mani zdobyte na wojence wawrzyny wielbiciela, oraz dlatego, że tę pieśń najlepiej grać umiał. Dął gwałtownie, pełen nadziei, że tony te, od których poruszyłby się kamień, przeszyją nawskroś i zdobędą dlań serce krzywoustej Mani.
W istocie zrobiły w tych murach ogromne wrażenie. Z mieszkań na pierwszem piętrze powybiegały umorusane dzieciaki, zawsze żądne wszelakiego gomonu, i wytoczyła się jakaś zażywna baba, by obejrzeć muzykanta, co tak piękne, a zwłaszcza głośne tony wniósł w niegodne te mury. Zebrała się o metr poniżej stóp Froncka zachwycona czeladka i młody, muzykalny wojak mógł zaprawdy oczekiwać jakiego kwiatowego wyrazu podzięki z drugiego piętra.
Czekał długo, lecz doczekał się, gdyż taka muzyka musiałaby rozczulić nawet głaz. Jakoż otworzyły się brunatne drzwi i ukazały w nich trzy oblicza: duża maska Szewczykowej, długi nos jej syna Hanysa oraz niebieskie, roześmiane oczy Mani. Trąba zagrzmiała jeszcze głośniej, rozdzierało się afektem wezbrane serce Froncka, gdy niespodziewanie spadł na jego płowy łeb stary papuć. W ślad za nim poleciały na niego węgiel, kartofle i puszka blaszana,
Nieustraszony żołnierzyk nie byłby zaiste rejterował pod gradem takich pocisków, lecz Hanys grzmotnął na niego szczątkami rozbitego krzesła, tak, że zdzielił go złamaną nogą w plecy. Jedno-