Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na nagiem polu położonego domu sypialnego górników, gdzie ów przeklęty kulomiot nie mógł mu zagrażać.
Za strumieniem czmyhających żołnierzy posypały się jeszcze kule, gdy na szczyt wieży wtargnęło kilku powstańców. Ujrzeli pod krawędzią skulonego w kłąb Froncka Psotę. Zwróciła się ku nim sowizdrzalska gęba:
— Uciekajom, sapramynckie pierony! — stwierdził z całym spokojem karlus.
Wśród radosnych uwag powstańców porucznik Kuna wsiadł na niego:
— Toś ty, huncwocie, skradł tą maszynówkę i wyprawił sobie wojenkę na własną rękę?!
Froncek podniósł się z twardego betonu, rozprężył członki, przeciągnął i odrzekł flegmatycznie:
— Myślołech, że ta maszynówka ze szokolady i chciołech próbować cy tyż strzelnie. Strzelała rychtyk, wypucowała roz galoty Sicherhajtki. Skiż tego łostawili jom przy moście, te kłaki parszywe. Uciekały zielonki jako ten byk, co mu chłop pieprzu posuł pod ogon.
Wiktor przyglądał się spoconemu chłopakowi z lubością.
— Ty pieroński śmierdziuchu!... — brzmiało niemal pieściwie.
— Pon porucznik do mi papieroska? — wysunął do niego dłoń dzielny karlus.
Zniesiono zaraz zasłużoną maszynówkę w szeregi, które niebawem rozciągnęły się od strony wschodniej i północno-zachodniej luźnym pierścieniem w przyzwoitej odległości od groźnej, w karabiny i kulomioty bogatej reduty.
Sprawa była trudna. Z jednej strony Ryszard Mańka z górnikami, z drugiej Kuna z Halerczykami jęli kopać aprosze, amunicją nie szafując. Wkrótce zjawił się przy poruczniku Lis z garstką „lotnej“ bojówki i wlał ducha w powstańców wiadomością, że