Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wytoczono tę sprawę przed dyrektora. Zrazu mruczał on, perorował pod adresem nieobecnego syna, zakłócającego mu spokój, lecz wnet zmiękł i zagadnął pannę Jadwigę, przyglądając się jej znów bacznie.
— Pani nie boi się narażać na aresztowanie?
— Nie boję się. Wczoraj w większych byłam opałach.
— Chce pani narażać się dla tego hultaja?
Panna Jadwiga zmieszała się, myśląc: „Co on sobie myśli?“ i dopiero po chwili odrzekła:
— To sprawa narodowa.
Na to pan Wilhelm umilkł. Łypnął na nią okiem z podełba, przeszedł przez pokój i wreszcie siadł do biurka. Skreślił krótki list do dyrektora kopalni Renarda pod Sosnowcem i wręczył go pannie Jadwidze, aby w obliczu straży granicznej list ten, z dyrekcji kopalni Dobrej Nadziei pochodzący, mógł jej posłużyć za dowód, że bawiła w jego domu.
Wkrótce sam wsadził ją w samochód, prosząc, by wróciła jaknajprędzej się da, a gdy odjechała, ozwał się do żony pomrukiem:
— Pyszna dziewczyna! Wiedzieli, co tu przysłać z Warszawy. „Sprawa narodowa“ — mówi. Nie lepiej by to pilnowała kuchni?
Kiwał głową i przyszła mu inna myśl:
— A może „sprawa narodowa“ to Wiktor? Oni wymyślili sobie nową grę. Raz on ją ratuje, raz ona jego. Co wyniknie z tego wzajemnego ratowania się, jak myślisz?
Pani Agata uśmiechnęła się na to, a on, nawiedzony jowialnością, wyrzucił:
— Co? Dzieci?
— Czy pragnąłbyś, aby oni się pobrali? — pochwyciła skwapliwie żona.
Pan Wilhelm wzruszył ramieniem. W obliczu tej kwestji wzdrygnął się zrazu przed synową, pod której wpływem dom jego stałby się „przeraża-