Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tem w twarz każdego, co byłby odważył się go zatrzymać. Parma Jadwiga, popychana zewsząd, niemały miała trud by nie pozwolić się odepchnąć od niego.
Nie zauważyli wcale, że za nimi wyślizgnęło się z bramy trzech członków i gości Komisarjatu oraz jego kierownik Czympiński, lecz nieszczęście chciało, że w drodze do domu rozpoznano dra Jarczyka.
Na zakręcie ulicy wyplątana z tego piekła para zatrzymała się na chwilę, by odetchnąć wolnem powietrzem, rozprostować się duchowo, zaczerpnąć nowego życia. Lecz, nim ruszyli dalej, ujrzeli, jak raptem z dachu nieszczęsnej kamienicy spadła duża, czarna bryła — żołnierz Życherki, strącony z wysokości przez zagrożonego wartownika.
Runął on jak głaz śmiercionośny na głowy tłuszczy: zwaliło się z nóg kilku ludzi, by na bruku, obficie krwią niemiecką zbroczonym, utworzyć wielką, krwawą gwiazdę ciał piorunem zrąbanych.