Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




III.

Gdy porucznik Kuna powrócił na miejsce spotkania z Fronckiem, zastał tam już chłopaka z wyładowanym plecakiem pod drzewem. Pożywiwszy się zacnie na polskiej ziemi i przetrąciwszy wódeczką, Froncek pełen animuszu kurzył papierosa. Nie miał wszakże ochoty wracać tej nocy do domu, raz dlatego, że w rojnym obozie mogła się nastręczyć okazja do „pokocendrowania“, jakie mu się uśmiechało tego wieczora, a powtóre z powodu odstraszających trudności, które czekały go przy przeprawie przez kordon Grenzschutzu.
Zauważył on w ostatnich dniach, że Niemcy na tak zwanej suchej granicy od Miłowic do Czeladzi ku Pszczelnikowi a nadto na południe od Mysłowic ku Brzezince rozpinali ploty druciane z przewodnikami elektrycznemi, jak słyszał, o napięciu 3000 wolt. Przed owemi śmiercionośnemi drutami miał on należyty respekt i chociaż przypuszczał, że tam, gdzie są druty nie natrafi na Grenzschutzlerów, postanowił puścić się w drodze powrotnej na południe, w okolicę Jelenia i tam, na linji, wolnej od tych zarządzeń, przeprawić się nocą na stronę śląską.
Odkładał to jednak na następny wieczór, bo do Jelenia było daleko a do gospody blisko. Pod samemi Mysłowicami zaś nie chciał drugi raz skóry swej wystawiać na kule straży szwabskich.
Wszelako porucznik pokierował nim inaczej.
— Na, Froncek, dziś razem do domu pójdziemy — rzekł. A chłopak zalęknioną przybrał minę