Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przytomnej ofiary, by powieźć ją do szpitala, tłuszcza, na wzór hyen padliny żądnych, tłukła się dookoła wozu w szale opętańców. Rozpętała się namiętność krzyżacka, wiedźmy współzawodniczyły z knechtami w robocie oprawców i w oczach rodziny męczennika zarówno jak sławetnej Policji „Bezpieczeństwa“ wywleczono z wozu krwią zbrukaną ofiarę na bruk, by pastwić się, dobijać, mordować, szaleć w orgji krwiożerczego rozpasania. Rąbano kijami w gasnące ciało, tratowano je butami, rozdeptywano na miazgę, aż z rozbitej czaszki posączył się mózg.
Nie dość jeszcze było czartowskiej swawoli i uciechy. Opętańcza zgraja powlokła zmasakrowane zwłoki kilkaset metrów do rzeczki Rawy i wrzuciła je do brudnej wody, taki pogrzeb sprawiając Polakowi wśród pijackiego, tryumfalnego wycia podłej gawiedzi.
Nachlipała się krwi polskiej drapieżna, okrutna, światu zagrażająca bestja pruska.