Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szeregowano się, formowano imponującą, świetną procesję. Więc ruszyła, poprzedzona tablicą ze swą nazwą, wieś za wsią, jedna grupa górników za drugą, jedna drużyna hutników za drugą. Szły wszelkie organizacje robotnicze i inne, szły związki zawodowe, bractwa i towarzystwa kobiet.
Bezkresna wstęga jednym duchem owianego ludu snuła się przez nabite widzami ulice.
Szły Łagiewniki i Miechowice i sercu drogie Piekary, szedł Orzegów, Bobrek, Karb, Kamień, Szarlej i Chorzów i Rozbark śmiał się barwnemi szatami. Z niewyczerpanego rogu obfitości sypał się lud królewskiego szczepu piastowskiego, walił przez miasto pod swemi chorągwiami. Wplatały się w niego orkiestry chłopskie i inne, parskały koniki. Bo znalazła się także jazda i wystąpiły w siodłach oddziały sokołów i grupy „siodłaków“, tudzież rowerzystów popielate roje.
Dziwowali się ludkowie sami swej mnogości. Tyla narodu nie oglądali nawet przy najszumniejszych odpustach w Piekarach lub na górze św. Anny. Radowali się chorągwiom, które jeszcze łońskiego roku wydzierał im, targał i deptał oprawczy Grentzschutz.
A wiejski ten lud zbożny składał się na malowniczą armję pod znakiem Orła Białego, jaką powołały zespolone wysiłki organów plebiscytowych. I z armją tą wkraczała polskość do miast przeważnie niemieckich, zalewała je, by podnieść na duchu samą siebie, policzyć się, by zaświecić w ślepie Germanji i zawołać do wszystkich głosem do brzegów Sekwany i Tamizy sięgającym:
Jestem!
Przyglądały się temu obrazowi tysiące z chodników, okien i dachów i każdy ulegał wrażeniu, że wojsko to, nieulęknione terrorem, już teraz zmierza do urny, by głosować za Polską. Snać nie inne uczucie przenikało także drużyny, bo z twarzy szeregowców bila pewność zwycięstwa. W powie-