Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A co masz dostać? Baty za wczorajsze pijaństwo?
— Ni... — uśmiechnął się urwis. — Strasnie mi se spodobała ta flaska za szynkfasem, co na niej tako pstro wierzchnia, kiejby na dziołcha. Co tyz to bez tyn przykłod może w nij być?
— Ja ci powiem co. Atrament, tynta.
— Tynta?.. A dyć rychtyk tynta mi trzeba, bo chce ustawić pismo do moi libsty.
— Głupio byłaby ta dziołcha, któraby przała takiemu buksowi, co ma elf pod nosem.
— Jak ni, to jo ta smarkula pusce i we złości ta tynta wypije.
Nie było rady. Wesoły karlus wycyganił kieliszek słodkiej wódki i wkrótce odjechał samotrzeć, z dwoma zbrojnymi żołnierzykami, zwerbowanymi doraźnie z pośród straży Komisarjatu.