Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




XV.

Jadąc z Mysłowic rzemiennym dyszlem, podporucznik Pochwalski zatrzymał się w Katowicach, w Królewskiej Hucie, gawędził z przygodnymi towarzyszami podróży i pod wieczór stanął w Bytomiu.
W ruchliwej, handlowej ulicy Gliwickiej odrazu odgadnąć było można, gdzie mieści się Polski Komisarjat Plebiscytowy, chociaż Hotel Lomnitz nie wyróżniał się na oko niczem od szeregu zwartych kamienic. Ale u wejścia widniał tam stragan z gazetami i raz wraz ktoś wchodził w rozwarte drzwi hotelu lub z niego wychodził tak, iż gmach zakupiony przez Państwo Polskie robił jeszcze wrażenie hotelu bardzo rojnego.
Przekroczywszy próg, Pochwalski dostał się w rzeszę młodych ludzi, błąkających się w dość wązkim kurytarzu, w których nie podejrzewał straży bezpieczeństwa. W głębi, obok klatki schodowej, wiodącej do biur Komisarjatu zażądano od niego legitymacji, poczem dopiero mógł wejść do restauracji, stanowiącej duży czworobok z kilku wysokiemi oknami.
Za wcześnie było do kolacji, lecz już czerniło się przy stolikach niemało mężczyzn, gdyż nie było dnia, aby nie przybywał ktoś z pozamiejscowych pracowników oraz jaki gość z Warszawy. Przybysze pragnęli wejrzeć w tętniące jak machina ognisko, na które zwrócone były oczy całej Polski,