Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czy syn jego służy w polskiem wojsku, na co wystraszony pan Wilhelm odpowiedział emfatycznem: „nie“! Na tem skończyło się, wszelako nie można było uważać tej sprawy za umorzoną.
W Sosnowcu miał Wiktor pełne ręce roboty. Tam gnieździła się Naczelna Rada Ludowa dla G. Śląska, tam pracowali pp. Czapla, Konstanty Wolny, ks. Pośpiech i inni. Tam przez kilka tygodni wydawano patrjotycznego „Powstańca“ i tam pozostali, po odpływie rzesz uchodźczych, wykluczeni z amnestji przywódcy organizacji powstańczej.
Aczkolwiek zdawać się mogło, że okupacja G. Śląska przez wojska koalicyjne, jaka miała nastąpić w najbliższym czasie, oraz rządy Komisji Międzysojuszniczej doprowadzą wnet do zupełnej pacyfikacji, nikt z tych, co wejrzeli w stan rzeczy, nie wątpił, iż Niemcy, drogą gwałtu dobijać się będą palmy zwycięstwa w „swobodnem“ głosowaniu ludowem. Wiedział to doskonale Wiktor Kuna.
Na miejsce Grenzschutzu miała przyjść „Policja Bezpieczeństwa“, aby zabezpieczyć Niemców przed sukcesami polskiej akcji plebiscytowej. Owa „Sicherheitspolizei“, złożona w części z Grenzschutzlerów a tym samym, co oni, natchniona duchem i komenderowana przez wybitnych oficerów, miała zastępować na terenie plebiscytowym wojsko niemieckie.
Taką samą rolę pełnić miała t. zw. „modra“ policja państwowa zrekrutowana zwysłużonych podoficerów. A z ochotników cywilnych i szumowin społecznych złożony Selbstschutz posiadał wręcz charakter bojówki. Słowem zalewano teren plebiscytowy pułkami dobrze opłacanych sług idei niemieckiej i pokrywano go siecią szpiegoską pod egidą oficerów, by zaszachować Komisję Międzysojuszniczą w Opolu, by sparaliżować i obrócić w niwecz