Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wodzie, aż, moment poczytując za stosowny, pochwycił węzełek, przebrnął szybko rzeczkę i pędem puścił się w stronę niedalekiego cmentarza żydowskiego w Modrzejowie. Zoczyły go jednak straże i dwie czy trzy kule bzyknęły za nagusem, który z duszą na ramieniu przykucnął między nagrobkami i dygotał niby w febrze, nim ośmielił się wychylić nos. Z Modrzejowa przywiozła go do Szczakowy żydowska szkapina.
Głuchy na szczegóły tej wyprawy Wiktor rozdarł żywo list, jaki wręczył mu ogrodowczyk jego rodziców. Przysyłała mu to pismo niemieckie jego przyrodnia, trzy lata odeń starsza siostra, Fräulein Mathilde Kuhna.
„Liebster Victor! — pisała Niemka. — Ach, co tutaj się dzieje dookoła nas, tego nie mogę Ci opisać. To nad moje siły. Nie mam na to nerwów. To poprostu straszne, horrendalne. Śni mi się to w nocy, co wypadkiem widziałam.
„Piszę tylko dwa słowa. Nie widzieliśmy Cię całą wieczność, mimo to muszę błagać Cię, abyś nie myślał jeszcze w tej chwili o powrocie, nie ryzykował skóry. Tyś taki nieostrożny!
„Ojciec twierdzi, że ty zawsze nieobliczalny, robisz to, czego nikt nie oczekuje. (Jak z tym twoim polskim mundurem!) Mimo to w tym wypadku przecież okażesz się rozsądnym i poczekasz aż dam ci znać, kiedy będziesz mógł wrócić tu bezpiecznie. Nastąpi to wkrótce. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie wszyscy uchodźcy górnośląscy będą mieli drogę otwartą do swych domów. Mówią tu bowiem o amnestji. Podobno Korfanty wyjechał do Berlina w tej sprawie. Ach, aby nastały znów dawne, pokojowe czasy!
„Od Waltera nie mamy wiadomości. Dawno nie był u nas. Ale ojciec zobaczy się z nim lada dzień, gdyż wypada mu pojechać do Wrocławia, gdzie