Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




XII.

Gdy nazajutrz po wizycie Wiktora Kuny w zamku panna Schlichtling i Miss Harrison, powracając konno z lasów pszczyńskich pod eskortą groom‘a, przejeżdżały przez rynek miasteczka, ujrzały przed bramą stojącego, jakby oczekującego ich szefa administracji dóbr książęcych.
Przybierając postawę szeregowca w obliczu generała, pan Kern, w palcie zapiętem na wszystkie guziki, w nicianych rękawiczkach, złożył najpiękniejszy ukłon i z obleśnym uśmiechem ozwał się do panny Schlichtling uniżenie:
— Pani wybaczy... Pragnąłbym pomówić z nią kilka słów.
Zaskoczoną tem pannę Emmę tchnęło złe przeczucie. Skinęła głową i w kilka minut potem, nie prosząc oficjalisty do pokoju, wskazała mu kozetkę w oskrzydleniu marmurowych schodów. A sama spoczęła na kanapce i przybrała pytający wyraz twarzy.
Pan Kern odchrząknął i widocznie skonfundowany począł:
— Poczytuję sobie za obowiązek podzielić się z panią tem, co słyszałem przed pół godziną... Telefonowano do mnie z komendy żandarmerji. Zaszedł straszny wypadek. W gospodzie pod Tychami zamordowano tej nocy porucznika Gronosky‘ego z Grentzschutzu i dwóch jego żołnierzy i zastrzelono sierżanta Kralla. Wyruszyli oni wczoraj wieczo-