Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tam ksiądz proboszcz Brandys pochylił się nad męczennikiem, zamknął mu oczy, tam oglądał jego zwłoki z przerażeniem lud, tam ojciec ujrzał je, padł na nie, załamał ręce i utonął w grozie, z której już nic nie mogło wyrwać zabitego ducha. Zatracił się. Z człowieka pozostała żywa ofiara barbarzyństwa Hunnów, pozostało widmo.
Na skołataną głowę kulawego Augustyna spadło wszystko. Siostry jego zamężne były daleko, na zachodzie Niemiec, a bolesny cień ojca, wspomnienie matki i tragedja brata blisko. Napiętnowany podejrzeniem o sympatje polskie, śledzony przez sąsiadów, pędził żywot pustelniczego zaciężnika.
Niekiedy ukradkiem widywał się z powstańcami, przykładał rękę do ruchu polskiego i sypał grosze cichaczem na sprawę narodową, a w domu milczał, maskował się i drżał przed strasznem fatum, jakie zdawało się ciążyć nad jego domem. Dochodziły doń raz wraz, rozdzierając świeżą ranę duchową, wieści o okrutnych chłostach aresztantów w więzieniach i w koszarach, o sadystycznych wybrykach żołnierzy, a morderstwach rabunkowych, jakich m. in. dopuścił się lajtnant pruski w Dzieckowicach, i wreszcie o męczeńskiej śmierci nauczyciela Wincentego Janasa w Rudzie.
— Nie potępiaj mnie za ten portret Wilhelma! — mówił tego wieczora do polskiego oficera, przed którym mógł był otworzyć duszę i wylać swe smutki. — Co ja mam począć? Co tydzień zjawia się u mnie to żandarm z Rybnika, to urzędnik, szukając powodu do jakiego „sztrafu“, albo raczej do wywiezienia mnie do obozu aresztantów w Neuhammer. Patrzą, węszą, szpiegują, aby mnie aresztować za cień „przewinienia“. A cóż stałoby się wtedy z naszem gospodarstwem, z mym ojcem?... Sam jestem, stokroć gorzej aniżeli na pustyni, gorzej jakby wśród wilków i szakali... Bo jestem otoczony ludźmi!...