Strona:Lutnia. Piosennik polski. Zbiór trzeci.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
79

Tam nie ma ojców, matek i synów,
Tam cześć rodziny zatarta;
Z pomocą Bergów i Milutynów,
Tych wykonawców szatańskich czynów,
Car zawstydza nawet czarta!
Kto pod ich rządem żył jedną chwilę,
Ten był na własnym pogrzebie;
Bo tak przebolał, przejęczał tyle,
Że ostygł sercem, jak trup w mogile,
I prawie zwątpił o niebie!

Warszawa! na to jedno wspomnienie,
Straszna zemsta duszą miota;
Warszawa! to krwi bratniej strumienie,
To niestłumione ludu sumienie,
To mej Ojczyzny Golgota!
Do zmarłych synów krzyża przykuta,
Modli się za swych siepaczy;
Lecz jej modlitwa żółcią zatruta —
A zbiry pragną pogwizdem knuta
Zagłuszyć jęk jej rozpaczy!

Głos jej nareszcie doszedł do ucha
Petersburskiego pół-boga;
I pomazańca napadła skrucha —
„Precz z szubienicą! rzekł z miną zucha,