Strona:Lutnia. Piosennik polski. Zbiór trzeci.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
77

Może sam Paryż odwiedzi! —
Tak zrównał z bydłem swój lud kozaczy,
Dla większej caryzmu sławy —
Ten mały ustęp niech mi wybaczy,
I ze mną słuchacz powrócić raczy,
Do Wilna i do Warszawy.

Kijów ominąć możemy śmiało,
Tam gdzie nasz jaśniał Batory;
Wszystko zginęło co kraj kochało —
Z polskiej zarazy nic nie zostało,
Oprócz dumek Wernyhory —
Bo Judasz Bezak nie śpi na Rusi:
Murawiewskim idąc torem,
On z krnąbrną szlachtą dziś skończyć musi
Więc Lach zwalczony już krwią sir krztusi,
Pod niezbłaganym liktorem!

Do litewskiego zajedźmy grodu;
Z nim sprawa może trudniejsza,
Moskwa tam więcej dozna zawodu,
Boć trudno zabić duszę narodu,
Gdy ją męczeństwo nie zmniejsza!
Prożno Murawiew, archirej katów
Przy pomocy swego syna,
Nowych Siemiaszków i apostatów,