Strona:Lutnia. Piosennik polski. Zbiór pierwszy.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
239
PODJAZD.

«Poruczniku, spraw-że-no się,
Pojedź mi po zwiady!»
Rzekł, a podjazd już na rosie
Znaczy świeże ślady.

«Stójcie! — błysło jakieś licho.
By nie popaść w zdradę. —
Strzał nie wolny! — stać! stać cicho!
Ja go sam dojadę.

Wszak-to Kozak?» — «Kozak Panie!
Zaraz on dostanie.
Czy tam w zdradę, czy nie w zdradę?
I ja z Panem jadę.

Wpadniem oba z hukiem, z krzykiem,
Poczniem ich od końca;
Wyłżem się przed Pułkownikiem,
I przywiedziem Dońca.»

Rzekł — i ruszył. — Nie zabawił,
W powietrzu go łowi,
Lekko ranił; lecz doprawił
Batem Kozakowi. —