Strona:Lutnia. Piosennik polski. Zbiór drugi.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
30

Pojrzałem w górę, a niebo tak czarne,
I tylko jedna — jedna nocy chmura,
A na jej łonie straszydła poczwarne
Apokalipsy bestya mórz ponura —
Wtedym się porwał potężny boleścią,
Co po mych strunach uderzyła knutem,
I gwóźdź wydarłem z nóg jej, a z bezcześcią,
Stałem nad świata spruchniałym Mamutem!
W obszarach świata wyła dzika burza,
Jak dęby rosły, padały narody —
Ale się we krwi zbroczonej świat nurza,
Tocząc na Baala babilońskie gody.
Ach! a na imię i krew Zbawiciela
Takiego ludu, jak mój tu, nie było!
Głosy Hellady — Romy — Izraela
Przebrzmiały w wiekach gdzie tylko „Ja“ żyło.
Lecz lud mój duszą — cierpieniem wszech ludów
Nim nie zachwycić się?... do jego cudów
Miłością nie oszaleć?... gdy anioły
Tam na sąd, z urny płyną przez żywioły —!
I każdy anioł kładł przed oczy Pana
Tę popielnicę jasną świętych kośćmi,
A lud mój duchem był ziemi kapłana
Uniesion w ogniach po nad świata złośćmi —
Co nie zapieją jeno jak przysięgli,
Acz mrą codziennie w nędzy i rozpaczy;