Strona:Lutnia. Piosennik polski. Zbiór drugi.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
267

My zaś Krakusy i Wielkopolany
Na skrzypkach sobie gramy dla odmiany.
Kochamy Polskę, bośmy Polski godni,
Na ciele biedni, na duszy swobodni.
A co nam miłe, to przynosim chętnie,
Jako plon złoty, co się zbiera skrzętnie.
Tak my piosenki niesieni z duszy szczerej,
Co by je pisać złotemi litery.
I na wiek wieków wyryć na mamurze,
Takie są piękne choć nie bardzo duże —
Takie do serca, że już nad nie przecie
Piękniejszych piosnek pewnie nie znajdziecie.
Niech tylko ludzie będę tak jak one,
A wrócą nam się te czasy zielone,
Kiedy to — kiedy Polska nasza cała
Szczęściem jak bujnem zbożem porastała.
A kto do ręki weźmie to piosenki —
To właśnie jakby perły wziął do ręki.
A kto zaśpiewa, to mu się powróci:
I ona brzoza, co się z wiatrem kłóci,
I ona łąka, która pachnie miętą,
I on kościołek, kędy chadzał w święto —
I ona karczma, gdzie hasał z dziewczyną,
I one chmury, co po niebie płyną,
I ona miłość, co się k’niemu śmiała,
I ta wesołość, co się gdzieś podziała!