Strona:Lutnia. Piosennik polski. Zbiór drugi.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
266

Kiedy nam milsze one pańskie granie,
Toć już mój kmotrze albo idźcie na nie.
Ja tam chłop jestem i w tej mojej głowie
To jeno żywie, co widać w dąbrowie —
To jeno śliczne, co duszę raduje,
To jeno prawda, co się w sercu czuje.
To jeno dobre, czemu człowiek rady,
To jeno szczere, w czem nie widać zdrady.
Podkówki lubię, bo mi ognia krzeszą,
I skrzypki lubię, bo mi serce cieszą.
I jedną lubię, bo się kocham w jednej,
I biednych lubię, bo i ja też biedny!
Z piosnką wesołą na jarmark się noszę,
A kiedy wracam, to śpiewam potrosze.
I kiedy orzę i też kiedy młócę,
I jak sam jestem, to sobie zanucę.
Bo gdy człek śpiewa, myśli że we dwoje,
I piosnka cieszy i robi się swoje.
Długie śpiewanie to dziewczęca sprawa,
To ich radości, to onych zabawa.
A parobczańskie i też gospodarskie,
To krótkie śpiewki, ale za to dziarskie!
Niech się dziewczyna długą cieszy bajką,
A kozak dumką swoją bałabajką;
A góral dudą i kobzą wydętą,
I niechaj skacze jakby go najęto.