Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na widok wchodzącego pana, Zuzannaa wymknęła się z pokoju, Cyrano usiadł obok Sulpicjusza.
Skończyłeś? — zapytał pisarza, który na myśl, że za chwilę będzie wojny i pójdzie używać pięknego dnia, odrazu sposępniał.
— Skończyłem.
— To dobrze, Możesz sobie teraz iść na przechadzkę i nie wracać aż do wieczora, Nie będziesz mi potrzebny.Ale prawda! zaczekaj-no jeszcze trochę; muszę ci podyktować list.
— Do kogo?
— Do tego zdechlaka Montfleury’ego.
— Aktora z pałacu Burgundzkiego.
— Tak.
— Cóż on tam zbroił?
— Siadło mu coś na nos i uparł się nie grać w moich sztukach, Co więcej, namawia kolegów swych, aby czynili toż samo.
Sulpiciusz zaczął pogwizdywać wesoło.Powracał mu zły humor.
Uspokoił się po chwili i zabrał się do pisania.
— Jestem gotów — rzekł.
Cyrano jął przebiegać wielkiemi krokami pokój i, nie przystając ani na chwilę, podyktował list następujący, który jest ciekawym przyczynkiem do jego charakterystyki, a zarazem i próbką jego stylu.
„Zapewniam cię, obrzydły grubasie, że gdyby można było przesyłać w liście kije, odczytałbyś to moje pisanie—plecami.
Czy sądzisz jednak, że ponieważ niepodobna grzmocić cię przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, zamyślam powierzyć kłopot załatwienia się z tobą oprawcy? Bynajmniej!
Dowiedz się, klocu, że zabraniam ci pokazy-