Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/419

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zbój, wściekłym gniewem uniesiony, rzucił się na siostrę z podniesioną pięścią.
Nie drgnęła nawet i tylko oczy, pełne błyskawic, utkwiła w oczach cygana, powstrzymując go w miejscu magnetyczną siłą.
Ręka mu opadła; uczuł się pokonanym.
— Dlaczegoś to zrobiła? — syknął przez zaciśnięte zęby.
— Bo obrzydły mi już te wszystkie zbrodnie; bom uczyniła ofiarę ze swej miłości; bo postanowiłam ocalić Manuela.
— I w tym celu dałaś do ręki broń memu śmiertelnemu wrogowi?
— Pan de Cyrano nie jest twym wrogiem. Jeśli go nienawidzisz, to dlatego jedynie, że czujesz się gorszym i słabszym od niego.
— A! to tak? — wykrzyknął cygan. — Dowiedzże się zatem, moja panno, że twój piękny kapitan będzie trupem jutro rano i że Manuel zgnije wpierw w więzieniu, zanim ja zakłopoczę się jego losem! A księgę, którą mi skradłaś, jeszcze dzisiejszej nocy odbiorę.
— Dzisiejszej nocy! — wyjąkała Zilla. — Otóż to ta świeża zbrodnia, o której przed chwilą rozmyślałeś!
— Nazywaj to sobie zbrodnią; dla mnie jest to tylko — zemsta. Zanim ukaże się jutrzejsze słońce, wszystko się skończy.
— Nie! — odparła Zilla, rzucając się do drzwi — gdyż zanim ukaże się słońce, ja również wystąpię do walki i — wszystko wyjawię.
Ale szybszy od słabej dziewczyny Ben Joel zdążył uprzedzić ją i zagrodził jej sobą wyjście.
— Puść mnie! — ostrzegła cyganka, dobywając zatrutego sztyletu, z którym nigdy się nie rozstawała.